Zamilkłam jakiś czas temu, bo moja mama miała problemy zdrowotne i uwagę skierowałam tylko na to. Piszę o tym, bo ma to związek z tym, na co Pani mnie uczulała.
Po serii badań, które nic nie wykazały i żaden z lekarzy nie potrafił stwierdzić, co jest przyczyną nierównej pracy jej serca, piekącej czaszki i zawirowań w głowie, pewnego dnia postanowiłyśmy wyłączyć u mamy w domu router wi-wi. I co się okazało? Już pierwszej nocy mamy serce przestało kołat...
Dzień dobry Pani Ewo,
Zamilkłam jakiś czas temu, bo moja mama miała problemy zdrowotne i uwagę skierowałam tylko na to. Piszę o tym, bo ma to związek z tym, na co Pani mnie uczulała.
Po serii badań, które nic nie wykazały i żaden z lekarzy nie potrafił stwierdzić, co jest przyczyną nierównej pracy jej serca, piekącej czaszki i zawirowań w głowie, pewnego dnia postanowiłyśmy wyłączyć u mamy w domu router wi-wi. I co się okazało? Już pierwszej nocy mamy serce przestało kołatać i nierówno pracować, w kolejnych dniach mama zaczęła lepiej spać (od jakiegoś czasu cierpiała na bezsenność) i większa część głowy przestała ją "piec" (tak to określa). Zostało jedno miejsce w głowie, które jeszcze ją piecze - nie chcę zakładać najgorszego - zobaczymy, czy z czasem jej to ustąpi. Ale sam fakt, że serce się uspokoiło i głowa zaczęła wracać do normy po wyłączeniu routera wi-fi, był dla mnie szokiem. To wszystko potwierdza mi tak całkowicie namacalnie, jak straszny wpływ mają te fale, których nie widzimy i nie czujemy nosem, na nasze organizmy. One nas rozpalają. Niedługo potem kupiłam miernik. Zdecydowałam się na ten, który i Pani kupiła. Wysłuchałam Pani nagrań i prezentacji dotyczących tego promieniowania. Dziękuję za nie, bo nie ma w sieci dużo tak dokładnych opracowań tego tematu. W moim mieszkaniu we Wrocławiu poziom promieniowania waha się w zależności od miejsca od 1500-30 000 µW/m2 (bez routera wifi). W niedalekiej odległości, przy kościele, na którym zainstalowane są maszty telefonii komórkowej, poziom wynosi 53 0000 µW/m2 (!). Bardzo poważnie rozważam wyprowadzkę z miasta w ciągu najbliższego roku – dwóch lat.
Moja mama mieszka na wsi, gdzie nie ma masztów telefonii komórkowej, niedaleko lasu, w dużej odległości od drogi, dlatego tak jednoznacznie wyszedł „test" z routerem. Router stał za ścianą, gdzie spała. Wierzę, że rodzinom mieszkającym w mieście może być ciężej doświadczyć tak zerojedynkowej sytuacji, która otrzeźwia, bo to promieniowanie w mieście jest ogromne i dociera zewsząd.
Mama po tygodniu od wyłączenia routera, przez kolejny tydzień co rano obserwowała na oczach jakąś wydzielinę (nie były to tzw. śpiochy).
Mama, wiedząc już o swojej wrażliwości, zwróciła uwagę, że w głowie wiruje jej, kiedy mija słup wysokiego napięcia, który stoi w naszej wiosce. Oznacza to, że najprawdopodobniej nawet kable w ścianach domu mogą na nią oddziaływać. To są fakty. Bez tego, co zaobserwowałam u swojej mamy, temat elektrowrażliwości i elektrosmogu byłby dla mnie czymś w rodzaju „zagrożenia-ciekawostki", którą trzeba kiedyś zgłębić. Ale już nie jest. Wspominam teraz o tym wszystkim znajomym. Część słucha i bierze to na poważnie, część lekko się uśmiecha i wkłada między bajki. Nie pali nas to natychmiast, nie czujemy tego nosem, więc ciężko w to uwierzyć. Ale takie osoby, jak Pani, Pani córka, moja mama, to tacy „sygnaliści" - Wy doświadczacie tego, czego my nie widzimy i jeszcze nie czujemy. Za nikogo życia nie przeżyjemy, ale kropla drąży skałę i to, co Pani mówi tym rodzicom, zostaje w ich głowach. Musi przyjść taki krytyczny moment w ich życiu, że i to wezmą pod uwagę. Bo to są fakty.
PS. Pomyślałam sobie, że bardzo głośny medialnie temat smogu jest tematem zastępczym przykrywającym ten prawdziwy problem dotyczący elektrosmogu. Tak jak sól jako biała śmierć jest taką przykrywką dla cukru.
Jeszcze raz dziękuję za uczulenie na temat promieniowania elektromagnetycznego.
***
2025-02-17 (CIĄG DALSZY POWYŻSZEJ RELACJI)
Dzień dobry Pani Ewo,
Jeśli chodzi o moją Mamę, to obszar w głowie, który pozostawał mocno wyczuwalny po wyłączeniu routera, zmniejszył się. Wcześniej mama opisywała mi to miejsce tak, że czuje nad uchem, po lewej stronie (dokładnie tam, gdzie przykładała tel. komórkowy) coś w rodzaju małej ciepłej piłki. Obecnie Mama nie czuje już tej „piłki", opisuje to miejsce w ten sposób, że to coś mniejszego i bardziej odczuwalne jako cieplejsze miejsce na samej czaszce (nie w trójwymiarze). Zaznacza, że to jest już przepaść z tym, co czuła, śpiąc przy routerze. To, co najbardziej jej pomagało w pierwszej fazie po „diagnozie", kiedy wciąż to piekące miejsce było duże, to okłady z liści aloesu. Ma go w domu sporo, codziennie wyciskała sobie nową porcję miąższu i robiła okład na głowę. Mówi, że to dawało jej ulgę i zmniejszało odczucie gorączki w tym miejscu. Na noc zakładała starą wełnianą czapkę. Teraz nie stosuje już okładów z aloesu, ani czapki. Osobiście mam wrażenie, że zwyczajnie wraca do żywych. Przesypia noce, ma więcej energii w ciągu dnia i sama mówi, że znowu łatwiej jej się myśli (przez ostatnie 1,5 roku wydawało się, że łapie ją powoli delikatne seniorskie otępienie, ma 73 lata). Powiedziała ostatnio, że przez ostatnie 1,5 roku myślała, że to wszystko, co się z nią działo i fakt, że lekarze nie mogli jej zdiagnozować, ma związek ze zwyczajnym procesem starzenia. Ale teraz widzi, że nie miało to związku. Ona zawsze była młodsza duchem, niż jej metryka by na to wskazywała, i wydaje mi się, że powoli wraca do siebie. Obecnie poziom promieniowania w jej domu waha się pomiędzy 1-24 µW/m2, więc jest całkiem dobry.
Przy okazji życzeń noworocznych mama rozmawiała niezależnie z dwiema paniami (koleżanką i sąsiadką z wioski obok). Pewnie to czysty przypadek, ale obie przedstawiały podobne objawy do tych mamy. Jedna z nich była już z kołatającym sercem i piekącą głową dwa razy na SOR-ze. Lekarze oczywiście nic nie znaleźli i wypisali tę panią do domu. Mama, już wyedukowana, opowiedziała im, co w jej przypadku było powodem tych dolegliwości. Każda z tych pań wyłączyła potem router (jedna na stałe i przeszła na podłączenie kablowe, druga włącza go tylko wtedy, kiedy chce coś sprawdzić w internecie). W przypadku obu pań już sam zabieg z wyłączeniem routera pomógł. Dziękowały potem mamie za zwrócenie na to ich uwagi. Jedna z nich miała praktycznie identyczne objawy po wyłączeniu routera, jak moja mama. Serce przestało jej pracować nierówno od razu tej samej nocy, kiedy wyłączyła router (czyli tak, jak w przypadku mamy). Ale wciąż piecze ją czaszka (i tutaj podobieństwo). Na regenerację czaszki widocznie potrzeba dużo więcej czasu, co widać po mamie, więc myślę, że po czasie i to się u niej poprawi. Nie wiem, czy usłyszałam to w pani materiałach, czy gdzieś wyczytałam, ale dotarłam do informacji, że organizm w największym stopniu regeneruje się w ciągu pierwszych 8-10 tygodni po ustaniu ekspozycji na promieniowanie. U mamy te 10 tygodni minie na początku marca. Zobaczymy, w jakim stopniu do tego czasu dyskomfort w czaszce ustąpi.
Dziękuję raz jeszcze za Pani wiedzę i chęć dzielenia się nią. Moja Mama powiedziała, że uratowało to jej życie.
Czytelniczka2025-02-01
★★★★★
Będąc w ciąży, mocno postawiłam na nieprzetworzoną żywność. Posiłki przygotowywane zgodnie z zasadami opisywanymi przez Panią Ewę. Wszystko robione w domu. Sporo tłuszczu, ograniczona ilość węglowodanów, białko do syta - raz lub dwa razy dziennie. Żywność kupowałam i kupuję prosto od zaufanych rolników. W ciąży piłam surowe mleko, śmietanę, jadłam surowe żółtka, wątróbkę, która też niby jest odradzana (oczywiście zgodnie z zachowaniem zasad bezpieczeństwa spożywania takiej żywności). Nic nigdy z...
Będąc w ciąży, mocno postawiłam na nieprzetworzoną żywność. Posiłki przygotowywane zgodnie z zasadami opisywanymi przez Panią Ewę. Wszystko robione w domu. Sporo tłuszczu, ograniczona ilość węglowodanów, białko do syta - raz lub dwa razy dziennie. Żywność kupowałam i kupuję prosto od zaufanych rolników. W ciąży piłam surowe mleko, śmietanę, jadłam surowe żółtka, wątróbkę, która też niby jest odradzana (oczywiście zgodnie z zachowaniem zasad bezpieczeństwa spożywania takiej żywności). Nic nigdy złego się nie stało. Wyniki były książkowe przez cały okres ciąży. Przy takim żywieniu nie ma potrzeby suplementacji! Polecam :)
Mama Małego Pacjenta2024-07-18
★★★★★
Dzień dobry Pani Ewo,
Tak jak się wcześniej umawiałyśmy się, gdy minie Pawełkowi kaszel, miałam się do Pani odezwać.
Chciałabym nadmienić, że Paweł dostał tę jedną dawkę antybiotyku, ale już kolejnej nie. Postanowiliśmy mu go nie podawać, i nie żałujemy. Jednocześnie dziękuję Bogu, że jakoś coś mnie wtedy tchnęło i do Pani napisałam. Dzięki Pani podpowiedziom i wdrożeniu zaproponowanej przez Panią diety, Pawełek bardzo szybko doszedł do siebie... aż niewiarygodne. Zastanawiam się, ...
Dzień dobry Pani Ewo,
Tak jak się wcześniej umawiałyśmy się, gdy minie Pawełkowi kaszel, miałam się do Pani odezwać.
Chciałabym nadmienić, że Paweł dostał tę jedną dawkę antybiotyku, ale już kolejnej nie. Postanowiliśmy mu go nie podawać, i nie żałujemy. Jednocześnie dziękuję Bogu, że jakoś coś mnie wtedy tchnęło i do Pani napisałam. Dzięki Pani podpowiedziom i wdrożeniu zaproponowanej przez Panią diety, Pawełek bardzo szybko doszedł do siebie... aż niewiarygodne. Zastanawiam się, czy to faktycznie był krztusiec.
Chciałabym się z Panią skonsultować, bo też zauważyłam, że po zastosowaniu diety (bez zbóż, cukrów prostych i mlecznych) Synek stał się mniej agresywny i mniej się złości, co było u niego sporym problemem. Miał dziwne napady sporej złości, a problem wcale nie wydawał się na tyle poważny, by tak reagować.
Mama Małego Pacjenta2023-03-06
★★★★★
Panią Ewę poznałam wiele lat temu - zaczęło się od problemów zdrowotnych syna. Pani Ewa kompleksowo potrafi pomóc całej rodzinie. Podchodzi do tematu wnikliwie, poważnie, z przeogromną dawką wiedzy i wsparcia. Polecam z pełną świadomością - takiego dietetyka jeszcze nie spotkałam. Leczy ciało, duszę, motywuje, wyzwala ze złych nawyków, uczy cieszyć się życiem. Książki Pani Ewy dopełniają całości, równie ciekawe są filmy na YouTube.
Pacjentka2023-02-24
★★★★★
Do gabinetu Pani Ewy zgłosiłam się z problemami trawiennymi. Właściwie po każdym posiłku odczuwałam zgagę, pieczenie w klatce piersiowej i duży dyskomfort. Do tego dochodziły problemy z wypadającymi włosami, plamami na paznokciach, bólami w kolanach. Po wstępnym wywiadzie zaczęłyśmy działać. Wymagało to dużo pracy z mojej strony. Zmiana diety, poszukiwanie jak najmniejszych gospodarstw i dostawców czystej nieprzetworzonej żywności, dokładne zapiski z tego, co jadłam i nauka samoobserwacji. Zakas...
Do gabinetu Pani Ewy zgłosiłam się z problemami trawiennymi. Właściwie po każdym posiłku odczuwałam zgagę, pieczenie w klatce piersiowej i duży dyskomfort. Do tego dochodziły problemy z wypadającymi włosami, plamami na paznokciach, bólami w kolanach. Po wstępnym wywiadzie zaczęłyśmy działać. Wymagało to dużo pracy z mojej strony. Zmiana diety, poszukiwanie jak najmniejszych gospodarstw i dostawców czystej nieprzetworzonej żywności, dokładne zapiski z tego, co jadłam i nauka samoobserwacji. Zakasałam jednak rękawy i nie przejmowałam się pojedynczymi niepowodzeniami. Przy okazji zmian w swojej diecie również moi bliscy zaczęli się inaczej odżywiać. Zrozumieliśmy, jak od podstaw wspomagać swoje zdrowie pożywieniem, a nie tabletkami z apteki. Ponadto zaczęliśmy dbać również o inne niż dietetyczne czynniki zdrowia. Wyłączyliśmy w domu Wi-Fi, zmieniliśmy żarówki na tradycyjne, wychodzimy na słońce, regularnie się naświetlając. Dziś mogę powiedzieć, że widzę dużą poprawę jeśli chodzi o stan mojego zdrowia. Problemy trawienne stopniowo ustępują. Coraz częściej zauważam, że potrawy, które kiedyś były problematyczne, dziś mogę jeść bez obaw o zgagę. Poprawił się stan moich włosów, paznokci, ustąpiły bóle w kolanach. Będąc w szóstym miesiącu ciąży, mam dużo energii, świetnie się czuję, a wszystkie wyniki badań wychodzą książkowo bez jakiejkolwiek sztucznej suplementacji. Moi bliscy również rzadziej zapadają na przeziębienia, są radośni i uśmiechnięci.
Polecam bardzo Panią Ewę jako dietetyka. Jej metody działania i sposób na utrzymanie pełnego zdrowia sprawdza się w naszej Rodzinie.
***
2023-07-11
Chciałam podzielić się z Panią dobrą wiadomością. Moja córka jest już na świecie cała i zdrowa. Poród odbył się siłami natury i był błyskawiczny. Wszystko zamknęło się w zasadzie w godzinie czasu. Myślę, że duży wpływ na łatwy i szybki poród miała dieta ponieważ niewiele przytyłam w ciąży, do końca cieszyłam się dobrą kondycją, a córka nie należała do dużych dzieci (3200g).
Mama Małej Pacjentki2022-06-10
★★★★★
Powiem tak... Jestem w ogromnym szoku!
Od około tygodnia ograniczam zboża do naprawdę minimum, niezdrowe przekąski i groźne produkty wyeliminowane... Dziecko od 3 dni próbuje nowych rzeczy! Jestem w szoku. Najpierw był to nowy owoc, potem mięso, dziś po marudzeniu, że nie odpowiada jej obiad (odpuściłam i przestałam namawiać), sama z chęcią wzięła sobie i zjadła talerz kaszy gryczanej. Przed chwilą kolejny nowy owoc, którego nie jadła bardzo długo i sama zdecydowała spróbować poziomki w...
Powiem tak... Jestem w ogromnym szoku!
Od około tygodnia ograniczam zboża do naprawdę minimum, niezdrowe przekąski i groźne produkty wyeliminowane... Dziecko od 3 dni próbuje nowych rzeczy! Jestem w szoku. Najpierw był to nowy owoc, potem mięso, dziś po marudzeniu, że nie odpowiada jej obiad (odpuściłam i przestałam namawiać), sama z chęcią wzięła sobie i zjadła talerz kaszy gryczanej. Przed chwilą kolejny nowy owoc, którego nie jadła bardzo długo i sama zdecydowała spróbować poziomki w ogródku dziadka. Jestem pod wrażeniem.... Czy to zbieg okoliczności ? Czy już po tygodniu zmian dziecko może tak reagować?
Dziękuję za Pani rady, małymi krokami działamy.
***
Jestem przeszczęśliwa z tych małych sukcesów. We własnym tempie wdrażam zmiany i naprawdę dobrze się z tym czujemy.
Pragnę podziękować Pani za sugestię wcześniejszego usypiania dzieci... Nie wierzyłam, że moje dzieci mogą zasnąć przed 20. Jest jasno za oknem, a one już dawno śpią, ja mam czas dla siebie. Jestem w szoku. Tak się bałam tej zmiany, a przyszła tak łatwo i widzę bardzo dużo jej plusów.
Ja odstawiłam zboża i cukier w swojej diecie także i po około 2 tygodniach mam już skórę w lepszej kondycji... To naprawdę cuda !
Bardzo Pani za wszystko dziękuję!
***
(LIPIEC 2022)
Witam Pani Ewo,
Chciałam po prostu napisać co u nas :-)
A więc działania , które podjęliśmy to:
• Eliminacja groźnych, przetworzonych pokarmów
• Poszukiwania lokalnych gospodarzy i producentów zdrowej żywności
• Swobodne podejście do posiłków dziecka, nienamawianie, proponowanie i zmiana nawyków całej rodziny
• Zwiększenie i różnorodność przetworów
Zmiany, które w ciągu 2-3 tygodni zauważyłam u córki:
• Chętnie smakuje nowych smaków, zwłaszcza owoców i mięsa. Wręcz sama mówi "Mamo chcę dziś posmakować nowy owoc". W tym czasie zjadła 7-8 nowych rodzajów owoców! Jeszcze miesiąc temu było to nie do pomyślenia, nie chciała nawet patrzeć na pewne owoce lub mięso.
• Chętniej je wytrawne dania, np. na śniadanie: mięso, jajka.
• Nie domaga się tak często jak wcześniej chleba.
• Nie domaga się tak często przekąsek.
• Chętniej je obiady.
• Chętniej je masło.
• Kaszel i katar na razie jeszcze się nie pojawiły, pozostają nadal krostki na policzkach, ramionach.
• Zwiększyła się jej świadomość odnośnie zdrowego jedzenia. Mówi: "Mamo, zrób mi coś zdrowego do jedzenia w domu, bo te rzeczy ze sklepu są niezdrowe".
Podsumowując, jestem bardzo zszokowana i zadowolona zmianami, nie chcę schodzić z tej drogi. Cała rodzina skorzystała na tych zmianach. Jest jeszcze dużo pracy przed nami, ale gdy mam tak naoczne zmiany, to chcę się ich podjąć! Zdarzają się małe grzeszki, ale szybko wracamy na prostą. Dziękuję za wszystko.
Czytelniczka2020-11-02
★★★★★
Książkę " Zdrowe Dzieci" przeczytałam od deski do deski. A później wiele razy do niej wracałam i nadal wracam. Oprócz fachowej ugruntowanej wiedzy są również łatwe przepisy na pyszne potrawy, które moje dzieci z chęcią spożywają. Cały proces zmiany odżywiania trwa dość długo, zanim wykształci się nowe nawyki, ale to zmiana na całe życie, więc warto.
Mogę się też pochwalić, że dzięki Pani Ewie Gieruli wyleczyłam córkę z wysiękowego zapalenia uszu. Pozdrawiam i dziękuję :)
Mama Małego Pacjenta2020-01-24
★★★★★
PONIŻEJ PRZEDSTAWIAM PAŃSTWU RELACJĘ MAMY CZTEROIPÓŁLETNIEGO CHŁOPCZYKA Z PROBLEMAMI JELITOWYMI (NAWRACAJĄCE ZAPALENIA JELIT Z POTRZEBĄ HOSPITALIZACJI) – Z POCZĄTKÓW WDRAŻANIA DIETY TERAPEUTYCZNEJ:
Syn wstaje (pierwsza noc po powrocie ze szpitala). Wiem, że będzie głodny. Na stole karafki z czterema rodzajami picia. W kuchni przygotowana pasta z awokado (zazwyczaj lubi awokado). Można też ugotować kaszę jaglaną, jest bulion warzywny, bulion mięsny, owoce suszone i świeże, warzywa ...
PONIŻEJ PRZEDSTAWIAM PAŃSTWU RELACJĘ MAMY CZTEROIPÓŁLETNIEGO CHŁOPCZYKA Z PROBLEMAMI JELITOWYMI (NAWRACAJĄCE ZAPALENIA JELIT Z POTRZEBĄ HOSPITALIZACJI) – Z POCZĄTKÓW WDRAŻANIA DIETY TERAPEUTYCZNEJ:
Syn wstaje (pierwsza noc po powrocie ze szpitala). Wiem, że będzie głodny. Na stole karafki z czterema rodzajami picia. W kuchni przygotowana pasta z awokado (zazwyczaj lubi awokado). Można też ugotować kaszę jaglaną, jest bulion warzywny, bulion mięsny, owoce suszone i świeże, warzywa gotowane, w lodówce jajka.
Na wejściu krzyczy: ja chcę ciasto!
Czuję się zdezorientowana. Trochę smutna, bo lubię te poranki, gdy wstaje, przytula się i razem idziemy coś upichcić. Te, w czasie których krzyczy na dzień dobry są wyjątkowo trudne, bo wiem, że łatwo wpaść w błędne koło: krzyczy, bo jest głodny, a ja nie jestem w stanie (fizycznie lub czasem nie chcę ze względu na ograniczenia czasowe) spełnić jego kulinarnej zachcianki.
Witam się z nim. Proponuję babeczkę kokosową z aronią, która kilka dni wcześniej była pieczona. Patrzy. Wącha.
Bleee!!! Ja CHCĘ CIAAAASTO!!!
Tłumaczę spokojnie, że mamy babeczki. Nie mamy innego ciasta. Wymieniam co mamy dostępnego na dziś.
NIE!!! Ja chcę ciasto!!!
5 min później.
Próbuję dopytać o szczegóły tego ciasta. Włączam piekarnik. Wybiera maliny i jabłka. Pakuję o do piekarnika.
Krzyk. Układ owoców nie ten. Za dużo. Za mało. Nie ta foremka.
Krzyk. Brakuje ciasta.
10 min później sytuację ratuje moja mama, która improwizuje z mąką kokosową, żółtkiem i miodem. Ciasto się rozsypuje.
Krzyk, bo nie wolno dolać wody ani kompotu.
Krzyk, bo MA SIĘ udać.
Zgadza się na sok z pomarańczy.
Pieczemy.
Ja przygotowuję polewę czekoladową z surowych żółtek.
Krzyczy, że nie chce.
Wyciągamy.
To jego ciasto, więc akceptuje to, co jest. Maliny są kwaśne, próbuje z polewą. Jest ok. Zjada malutki kawałek.
Emocjonalna stabilność na 40 minut.
***
Przeprawy z piciem.
Nie będę pić.
***
Przeprawy, bo chce makaron. Krzyki przez trzy godziny. Tłumaczę mu o jego diecie. Menu rodzinne podporządkowuję pod jego dietę.
MAKARRROOON!!!!
Po tych trzech godzinach udaje się zamienić makaron na suszone figi.
Dodam tylko, że w domu rzadko jemy makaron, nigdy sklepowego pszennego. Kupuję wyłącznie orkiszowy.
***
Te sytuacje były naprawdę bardzo dla mnie stresujące i wycieńczające psychicznie. Gdyby nie figi, byłam już gotowa dać mu odrobinę tego makaronu, byleby przestał krzyczeć. Pocieszam się jedynie faktem, że awantura była o makaron orkiszowy i domowe ciasto, a nie o przemysłowe słodycze (nie mamy w domu, dzieci ich nie znają) czy inne przemysłowe produkty. Trudno jednak sobie z tym radzić, kiedy akurat tak jak dziś w zamrażarce zabrakło bezzbożowego i bezmlecznego ciasta - gotowca. Kiedy dodatkowo dwójka młodszych dzieci też ma w tym samym czasie (a to dość długa rozpiętość czasu) niezaspokojone podstawowe potrzeby fizjologiczne. Boję się pomyśleć co będzie, gdy za kilka dni babcia wyjedzie…
Zaznaczę też, że to zachowanie w moich oczach nie jest wynikiem jakiegoś rozpuszczenia materialnego czy innego. Bardziej jego silnego, dominującego charakteru. Zdaję sobie sprawę, że spory wpływ mają tutaj moje emocje, reakcje, słowa, które – przyznaję- w takich sytuacjach często nie bywają wzorcowe.
RELACJA TEJ SAMEJ MAMY, PO PIERWSZYM ETAPIE DIETY (LUTY 2020):
Dziś jest trzeci dzień diety niskobłonnikowej.
Efekty zdrowotne są piorunujące: brak jakichkolwiek bólów brzucha.
Efekt uboczny – syn chodzi trochę głodny.
Efekt uboczny pozytywny – syn troszkę pokornieje i z dnia na dzień jest coraz mniej wybuchów złości
Bulion nie wiedzie prymu – syn poprosił o niego może cztery-pięć razy, po kilka łyków. Za to „sosik” z żółtka i cynamonu z miodem stał się hitem. Obaj z bratem pochłaniają nawet 20 żółtek na dobę. Nie wiem, czy to nie za dużo w obecnej sytuacji (miód)? Najczęściej dodaję do niego roztopione masło, czasem oliwę lub olej kokosowy.
Zdarzyły się pojedyncze epizody, kiedy “podkradł” liść mizuny, jeden gryz jabłka, kilka orzechów nerkowca…
Ech… kruszy serce ta czterolatkowa desperacja…
Dziękuję Pani za przypomnienie o mojej potrzebie łagodności i spokoju w tym wszystkim. Bardzo mu to pomaga.
Jutro w ramach błonnika miksowanego obiecałam mu zupę dyniową na rosołowym wywarze (prosi mnie o tą dyniową od kilku dni).
***
p.s. Nie mogę się oprzeć. Anegdotka z dzisiejszego dnia:
Mamaaaa…. a jak już nie będę miał tej diety to zjobimy dwa kawałki pizzy takiej z sejem i pomidojami i czosnkiem niedźwiedzim i kujkumą i koziejadką?
Moja pierwsza myśl: dziecko prosi mnie o pomidora z kurkumą, a nie o jajko niespodziankę…
Czytelniczka2019-07-06
★★★★★
Witam Panią, czytam Pani książkę od kilku tygodni (na raty) i jestem zachwycona. Moja 20-miesięczna córka ma padaczkę. Od 4 tygodni zmieniam jej dietę na zdrowszą i dziecko funkcjonuje o niebo lepiej. Powoli idzie mi czytanie książki pomiędzy obowiązkami związanymi z zajmowaniem się dzieckiem, ale chcę przyswoić wiedzę jak najdokładniej. Więc jak już przeczytam oba tomy, to będę mogła szerzej dzielić się zdobytą wiedzą. Dziękuję :)
Czytelniczka2018-05-28
★★★★★
Pani Ewo, cała prawda. Piszę to jako osoba, która kilka lat temu szukała i trafiła na Pani blog. Kierowałam się Pani wskazówkami i rzeczywiście efekty są ogromne. Mój syn miał zdiagnozowany ZA i nie mówił przez prawie 3 lata. Dziś jest zupełnie zdrowym czterolatkiem. Co do zdrowej żywności to potwierdzam, że mimo czasem nawet dwu, trzykrotnie wyższej ceny, w bilansie miesięcznym wychodzi o wiele taniej. Zdrowa żywność syci i mój syn je naprawdę niewiele, bo nie czuje potrzeby. Organizm wszystko ...
Pani Ewo, cała prawda. Piszę to jako osoba, która kilka lat temu szukała i trafiła na Pani blog. Kierowałam się Pani wskazówkami i rzeczywiście efekty są ogromne. Mój syn miał zdiagnozowany ZA i nie mówił przez prawie 3 lata. Dziś jest zupełnie zdrowym czterolatkiem. Co do zdrowej żywności to potwierdzam, że mimo czasem nawet dwu, trzykrotnie wyższej ceny, w bilansie miesięcznym wychodzi o wiele taniej. Zdrowa żywność syci i mój syn je naprawdę niewiele, bo nie czuje potrzeby. Organizm wszystko wykorzysta. I też pozwalam, żeby jadł to, na co akurat ma ochotę. Czasem zje cały słoik smalcu że skwarkami, innym razem kilka dni z rzędu upomina się o koktajl na wiejskim mleku. Kompletnie nie choruje. Jedyne co pozostało to nadpobudliwość, ale i z tym jest coraz lepiej. Super jest to, co Pani pisze i mówi. A co do glutenu, to też potwierdzam z autopsji, że nie gluten, a glifosat szkodzi. Oczywiście poza pszenicą.
Dodaj swoją relację lub opinię
Niniejsza witryna wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie z niej oznacza akceptację używania plików cookies oraz zgodę na przetwarzanie danych osobowych podanych w formularzach na stronie w sposób opisany w Polityce prywatności.